Przejdź do zawartości

Strona:Stefan Grabiński - Wyspa Itongo.djvu/314

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

parę tysięcy, a was — garść drobna. Wydaj nam bezbożną Rumi!
Czandaura przybliżył ku czarownikowi twarz zmienioną od gniewu i pogardy.
— Wam wydać Rumi? Wam, głupcom i okrutnikom powierzyć kwiat krwi królewskiej? Nigdy! Plunąłbym sobie samemu w twarz, gdybym to uczynił. Raczej zginąć.
Amakra cofnął się mimowoli o parę kroków przed furją króla.
— Czy to twoje ostatnie słowo dla nas, Czandauro?
— Usłyszałeś je.
Wśród grobowej ciszy delegacja opuściła podwórzec. Kości były rzucone. Koło czwartej popołudniu wysłany na zwiady Czantopiru przyniósł wiadomość, że rokoszanom przybyły nowe posiłki. Zaginiony od lat Mahana wypłynął znów na powierzchnię i wyszedł z komyszy górskich, prowadząc ze sobą oddział złożony z trzystu ludzi. Zła wieść rozniosła się po obozie królewskim z chyżością zarazy i zmroziła serca. Duch załogi zaczął słabnąć i chwiać się...
Wieczorem o zmierzchu dnia tego w środkowej izbie tolda siedziało przy stole czworo ludzi: Gniewosz, Peterson, Rumi i Wajmuti. Przygnębiający nastrój unosił się w