Przejdź do zawartości

Strona:Stefan Grabiński - Wyspa Itongo.djvu/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kapitan potrząsnął niedowierzająco głową:
— Sąd zbyt subjektywny. Zdaje mi się, narzucasz tym dziwotworom z odległej epoki wrażenia i stany uczuciowe, jakie budzą w tobie, człowieku dzisiejszym.
— Nie, Will. W tem, co powiedziałem, jest jednak coś objektywnego. Stąd lęk, który budzą.
— Nie jestem myślicielem, a tem mniej mistykiem, John. Nie będę się z tobą sprzeczał.
— Jest to lęk przed statyką wieków. Te menhiry — to stężałe w konturach ludzkich twarzy akumulatory wielowiekowej energji. Przechodzimy mimo nich, jak się. przechodzi mimo zbiorników o Wysokiem napięciu. W języku potocznym nazywa się to patosem przeszłości.
Rozmowę przerwała Rumi, która dość szorstko pociągnęła Czandaurę za rękaw. Zwrócił się do niej z uśmiechem.
— Co powiesz, księżniczko?
— Uważaj, Czandauro! Już dwa razy przeszedłeś przez cień kamiennych twarzy.
— Czy to źle?
— Niedobrze jest stykać się z cieniami kamiennych ludzi — poparł przestrogę kapłanki Huanako. — Lepiej obchodzić je.