Przejdź do zawartości

Strona:Stefan Grabiński - Wyspa Itongo.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tym razem podróż zbieraczy tongi przeciągnęła się poza zwykły czasokres i niepokój o ich losy nurtował serca oczekujących ich braci. Prócz tego były troski stokroć większe. Przepowiednia bliskiej wojny wyrzeczona ustami Itonguara przed miesiącem zdawała się spełniać. Początkiem smutnych ziszczeń było zniknięcie szamana Marankagui nazajutrz po „próbie siły“ i tryumfie tłumacza woli umarłych. Przebąkiwano o zdradzie.
Huanako w porozumieniu z Atahualpą, Izana i Itonguarem zarządził natychmiastowe zbrojenia. W ciągu dni 30 ściągnięto wojowników z wszystkich osad Ikraju, wykuto tysiące tarcz, wyostrzono bezlik tomahawków, włóczni i dzid. Od rana do późnej nocy grzmiały po kuźniach młoty i wykuwały na rozkaz białych wodzów nowe, nieznane dotychczas rodzaje broni. Potem przyszły próby robienia tą bronią i wielkie ćwiczenia bojowe pod osobistem kierownictwem Itonguara i Atahualpy. Wypadły świetnie. Po jednej z tych gier wojskowych obaj biali zacierali ręce i śmiali się jak szaleni, a Atahualpa jak zwykle zuchwały trochę i rubaszny ośmielił się poklepać po plecach wodza Izanę.
Dzień dzisiejszy miał być ostatnim dniem