Przejdź do zawartości

Strona:Stefan Grabiński - Wyspa Itongo.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Na kraju boru, niedaleko stołecznej osady kończyli kapłani poranne modły za powodzenie tongalerów wysłanych przed miesiącem na poszukiwanie świętej rośliny. Szaman Wangarua odpasał z bioder rzemień spleciony z włókien tappy i rozwiązał trzydziesty zrzędu supeł odpowiadający trzydziestemu dniowi wędrówki poszukiwaczy tongi. Usta modlących się przez chwilę umilkły i dusze ich przeniosły się w dal, ku braciom zbieraczom i ich wodzowi, który wedle umowy o tejże dnia godzinie rozwiązywał też trzydziesty supeł na swym rzemiennym kalendarzu. Tak to dzień po dniu ci, co pozostali w domu, śledzili pochód braci-pielgrzymów, a modły ich, życzenia i myśli towarzyszyły im w drodze, przynosiły szczęście w poszukiwaniach i utwierdzały na duchu. W tym samym czasie żony tongalerów, by podzielić z nimi na odległość niewygody i umartwienia podróży, wstrzymywały się od obfitego jadła, soli, kąpieli, wystrzegały się szybszych ruchów i biegania z obawy przed nadwyrężeniem ciała i zaszkodzeniem przez to nieobecnym mężom. Bo między małżonkami związek ciała i duszy silniejszy jest, niż między ludźmi sobie obcymi i nieraz to, co spotyka jedno z nich, „odbija się“ na odległość na drugiem...