Strona:Stefan Grabiński - Engramy Szatery.djvu/4

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wysłowionego żalu. Cóżby dał za to, by móc ją zwrócić z tej drogi, zatrzymać znikającą tam na zakręcie! Lecz, że wiedział, iż ofiara byłaby daremną i tego, co minęło, nie ocali, przeto życie stało się wkońcu różańcem pożegnań i rozstań, jedną wielką, nabrzmiałą bezkresnym liryzmem waletą śpiewaną w głębinach wiernego serca temu, co przeszło i rozwiało się w dali...
Od dwóch lat o zmroku godzinie, gdy już przeszły wszystkie pociągi i był wolny od służby aż do trzeciej nad ranem, wybierał się Szatera na przechadzkę zawsze w jedną stronę: w kierunku nieistniejącego już dzisiaj przystanka w Kniejowie. Przed rokiem stał tu jaszcze budynek stacyjny z wieżyczką zwrotniczego przed wjazdem, z dwoma semaforami i parą stawideł. Kierownikiem stacyjki odległej zaledwie o 4 kilometry od Zaklicza był przyjaciel Szatery, asystent Droń, cicha, dobra dusza i gorliwy urzędnik. Przystanek w Kniejowie, przy którym zatrzymywały się tylko pociągi towarowe, miał właściwie znaczenie stacji przetokowej dla wozów ciężarowych, które przesunięte na boczny tor odpoczywały tu przez pewien czas, zanim puszczono je w dalszą drogę.