Strona:Stanisław Witkiewicz-Matejko.djvu/295

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Lecz ta niezrozumiałość anegdoty historycznego obrazu, chociaż jest argumentem przeciw historycznemu malarstwu, nie jest wadą obrazu, nie wpływa bynajmniej na zmniejszenie jego artystycznej wartości. Gdybyśmy wszystkie obrazy niezrozumiałe usunęli z liczby arcydzieł — nie wieleby ich zostało. Cały strop Sykstyny i cały Rafael, poza portretami, poszłyby między niezrozumiałe dziwactwa. Ci, co dziś tak wydziwiają nad oryginalną, samodzielną symboliką Jacka Malczewskiego, nie rozumieją, że tylko dzięki temu, że symbole religijnego malarstwa stały się hieroglificznymi komunałami, że tylko dzięki temu ono im się wydaje zrozumiałem. Żeby nie wiedzieli, że młoda kobieta z nagiem dzieckiem i promykami światła dokoła głowy wyobraża Matkę Boską; że człowiek z kudłatą głową, napół przykryty kawałem futra i trzymający długi, cienki patyk z krzyżem, jest św. Janem; żeby nie wiedzieli, że wielki starzec z siwą brodą, z jasnym trójkątem u głowy, wyobraża Boga, a łysy człowiek z kluczami św. Piotra — cóżby się stało ze zrozumiałością religijnych obrazów i wzbudzanemi przez nie uczuciami? Czy zrozumiałem jest Przemienienie Rafaela, lub Wniebowzięcie Tycyana, albo jego Miłość ziemska i niebieska? Czy zrozumiałą jest Reformacya Kaulbacha, albo Szkoła ateńska Rafaela, lub półkole Delaroche’a? Są one zrozumiałe tak, jak zrozumiałe jest to z życia, co przez nasze oczy dostaje się do świadomości, ale jak w życiu widząc, że coś się dzeje, musimy pytać, dlaczego i przez kogo się to dzieje, i dla poznania tej strony życia używać innych zmysłów, tak samo, chcąc dowiedzieć się, kto są ci ludzie w obrazie,