Strona:Seweryn Goszczyński - Straszny Strzelec.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czegóż ci potrzeba?
— Mojej żony, moich dzieci. —
Góral obracał głową jakby nierad z mojej odpowiedzi.
— W tem jednem przyczyna twojej słabości, i wszystkich twoich cierpień. Źle robisz, że się poddajesz takim smutkom. Polakowi one dzisiaj nie przystoją: to grzech; tobie jednak przebaczony, bo wiele cierpiałeś. Dla tego wkrótce zobaczysz twoją żonę. —
Chciałem się zerwać, aby go uścisnąć przez wdzięczność. Przytrzymał mię:
— Wszak znasz źródło białego Dunajca?
— Jakże miałbym go nie znać? W istocie najulubieńsze to dla mnie miejsce. W moich czarnych godzinach tam najbardziej lubię przesiadywać, nigdzie nie myślę tak jasno, tak swobodnie o drogich mi istotach, jak tutaj, w tem ustroniu, przy tym szumie. Tu najbespieczniejszy byłem przed ludźmi, a przyroda najzgodniej wtórowała moim marzeniom.
— Biegnijże, mówił góral, do źródła, tam twoja śmierć; jak ją znajdziesz, to żonę zobaczysz. Już tam czekają na ciebie.
— Kiedy w tej chwili rozbieram z zimnem zastanowieniem te wyrazy, nie znajduję w nich ładu; ale w pomięszaniu gorączki pochwyciłem je jak wyrocznię.