Strona:Seweryn Goszczyński - Straszny Strzelec.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

słyszeliśmy jskby głuchy ryk. Małem dziecię ciem byłem wtedy: od owego czasu widziałem wiele ócz we łzach, ale ani rzewny płacz dziecka, ani łkanie kobiety nie robi na mnie takiego wrażenia jak jedna, cicha łza mężczyzny, przypominająca mi boleść mojego ojca. I dziś płaczę kiedy to piszę. Przyjmij zacny ojcze, te łzy jako jedyną cześć pogrobową, na którą dzisiaj zdobyć się mogę; kto wie, czy będę miał kiedy smutną roskosz złożyć je na twojej mogile!
Wzruszenie moje było bardzo widoczne, nie uszło uwagi chorego. Spojrzał na mnie z podziękowaniem, i wnet zmienił ton rozmowy. Zaczął mówić o Polsce, o swojej wierze w prędkie przesilenie obecnych jej nieszczęść, o rychłej zmianie naszego tułaczego położenia, d radości za powrotem do kraju, do domów, oo rodzin; a obwodem tego kółka, przyszedł znowu do własnych nadziei, do swojej żony, do pewności, że ją wkrótce ujrzy.
— Bo ta moja słabość — mówił — nie ma nic strasznego. Dzisiaj czuję się znacznie lepiej. Tej nocy wprawdzie byłem bardzo słaby, nie miałem jeszcze nigdy tak gwałtownego przystępu maligny; widać że się gorączka przesiliła, bo teraz nic jej nieczuję, zostało tylko osłabienie, ale spodziewam się, że za dni kilka zupełnie do siebie przyjdę.