Strona:Seweryn Goszczyński - Sobótka.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lecz niéma nigdzie gór, jak nasze hale,
Ani góralów, jak nasi górale.
Owóż o halach zaśpiewajcie dzieci,
Na nutę co to od skał nazad leci.
A swemu kiedyś nasze plemię powie
To, co wam wasi śpiewali ojcowie.«
Roztropnym słowom radzi wszyscy prawie,
I chętnie skłonni ku cichszéj zabawie,
I ci i owi zbiegli się w gromadę,
I coby śpiewać złożyli naradę.
Po krótkim gwarze rozwarło się koło:
Wyszły trzy dziéwki, ze wstydu rumieńcem;
Kobzy i dudki obległy je wieńcem,
Kobzy i dudki przegrały wesoło;
A gdy skończyły niedługą przegrywkę,
Dziéwki z kolei zawiodły tę śpiéwkę[1]:

Strzeżcie się o matki!
Tulcie wasze dziatki.
Pod okienkiem mara,
O zdobycz się stara:
Czapeczka czerwona,
Kosa rozpuszczona,
Ach! to Dziwo-żona.

Jako śmierć złośliwa,
A, jak wiatr, pierzchliwa,
Podsunie się skrycie,

  1. Powinienem raz na zawsze upewnić czytelników, że wszelkie podania, wyłożone w powieści, są wiernym przekładem podań krążących pod Tatrami.