Przejdź do zawartości

Strona:Rudyard Kipling - Od morza do morza 02.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wacznym akcentem. Żona farmera miała minę surową; niegdyś mogła być łagodna, a może nawet i ładna. Długie lata pracy odebrały lekkość jej krokom i swobodę głosowi. Zdawało się, że żyje tylko dla nieustannej pracy, dla gnębiących domowych zatrudnień, nie mając już nic w życiu, nic, oprócz grobu, gdzieś na wzgórzu między krzakami jerzyn, pod cieniem jodeł. Ale sympatyzowała ona widocznie, na swój odrębny ponury sposób, z najstarszą córką, drobną, milczącą, ośmnastoletnią dziewczyną, której myśli daleko odbiegały od gotowania potraw i od szorowania garnków. Trafiliśmy na katastrofę w domu. Niegodziwa, przewrotna szwaczka, przyobiecała zrobić dzieweczce suknię na jutrzejszą podróż koleją, a chociaż bosonogi Georgie, obawiający się bardzo siostry, wyprawił się konno w lasy na poszukiwanie, suknia nie przyjechała. Dlatego stroskana dziewczyna usługując przybyszom, musiała złorzeczyć im w duszy, że przeszkadzali jej dać folgę łzom. Była to na małą skalę tragedya. Matka martwym, spokojnym głosem łagodziła jej niecierpliwość i siedziała pochylona, szyjąc jakieś ubranie dla córki. Dowiedziałem się o tem wszystkiem o zmroku, wśród szeptów zapadającej nocy, przechadzając się wokoło domu z „Kalifornią“, który rozwijał się jak lotos w świetle księżyca, a potem w małej izdebce, gdzieśmy nocowali i gdzie „Portland“ z „Kalifornią“ nie ustawali w opowiadaniach.
Nazajutrz „Kalifornia“ wziął mnie pod swoje skrzydła i powiózł obejrzeć miasto Tacomę. Wsiedliśmy na pociąg i zabili krowę, nie chciała zejść z relsów, więc lokomotywa „trafiła“ w nią i przeje-