Przejdź do zawartości

Strona:Rudyard Kipling - Od morza do morza 02.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czenie zdobyte w niezliczonych pogawędkach z chłopcami i z innemi dziewczętami, które na swoich poufnych zebraniach znajdują czas na roztrząsanie tego, co robią Tom, Ted, Stuke lub Jack. Ztąd wynika, że jest ona towarzyszką — w najobszerniejszem tego słowa znaczeniu — człowieka, którego zaślubia; wspólniczką, troszczącą się o interesy firmy, osobą, u której się szuka rady w ważnych chwilach, od której się żąda pomocy i współczucia w chwilach niebezpieczeństwa. Miło jest wiedzieć, że jedno serce dla nas bije, ale jeszcze przyjemniej, gdy oprócz serca i głowa myśli razem z nami, jeżeli z ust słodkich do całowania można usłyszeć słowo mądrej rady.
Kiedy amerykańska panna wychodzi zamąż, wszystko się kończy. Miłe chwile minęły bezpowrotnie. Mogły one trwać pięć, siedem, dziesięć lat, stosownie do okoliczności. Królowa abdykuje ze zdumiewającą szybkością i nikt jej już nie widuje inaczej, jak tylko z mężem. Królowa umarła — lub pilnuje domu. I ta domowa praca jest dowodem, że Amerykanka starzeje się prędko. Ma ona niegodziwe „pomocnice“ w osobie irlandzkiego brudasa, lub równie brudnej murzynki. Ciężko to dla pani domu, która musi wykonywać trzy czwarte roboty sama, a w tem suchem, denerwującem powietrzu, zajęcie to jest wielkim ciężarem. Dziękujcie Niebu! o, wy! mieszkanki Indyj, za wszystkie wasze ayah... Choć nieudolne, są one dziesięć razy zręczniejsze od Amelii-Araminty-Robelli-Tencyi Jackson (czarnoskórej), pod jarzmem której jęczy młoda pani domu w Ameryce, dręczona jej nieumiejętnością i zuchwalstwem.