Przejdź do zawartości

Strona:Rudyard Kipling - Od morza do morza 02.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gdyby się nie rozstały z różnemi kawałkami swego ciała, nie mogłyby zajechać do Europy i do Indyi.
Przyglądanie się ćwiartowaniu było mniej ciekawe, niż widok tych świń, tak bardzo ożywionych, a po upływie krótkiej chwili tak zdumiewająco martwych, i tego człowieka w gorącym, oślizgłym, osiękającym krwią korytarzu, który zanim krew jednego zwierzęcia przestała się pienić na podłodze, zabijał już drugie, i trzecie, i czwarte, które kończyły żywot z kwikiem i jękiem. Ale przecież świnia jest tylko zwierzęciem nieczystem, zakazanem przez Proroka!
Przeszedłszy do rzeźni dla bydła rogatego, zastałem budynek dużo większy, w którym nie było żadnej wrzawy, tylko mdły odór krwi unosił się w powietrzu. Bydło rogate nie przechodziło tu prosto z pomostu, jak świnie. Setkami wchodziły na dziedziniec piękne, czerwone sztuki, dobrze upasione. Na samym środku tego dziedzińca stał czerwony byk z Texas, a na złośliwym łbie miał założony kantar. Nikt go nie pilnował. Zdawało się, że oczekuje on gości. Zaledwie pierwsza sztuka zeszła bojaźliwie z wiaduktu, czerwony ten dyabeł posuwał się naprzód, a nikt nim nie kierował. Pochylał łeb, jakby chciał okazać, że jest tu przewodnikiem i poprowadzi ich dalej... Były to wprawdzie zwierzęta wychowane na wsi, ale jednak umiały się zachować i z godnością szły za Judaszem, silne, cierpliwe, z wyrazem głębokiego zadziwienia w łagodnych obliczach. Widziałem szeroki grzbiet przewodnika, kołyszący się powoli na czele, gdy zwierzęta zapuszczały się na pochyłą drogę, pokrytą błotem, gdzie nie wolno mi było iść za niemi. Potem zamknęły się wrota, a w chwilę pó-