Strona:Robert Louis Stevenson - Djament radży.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zupełniej. Obracał się w wyborowem towarzystwie — jakkolwiek pozycja jego tam była cokolwiek wątpliwa, robił mało, jadł doskonałe i rozkoszował się ciepłą obecnością lady Vandeleur, którą w sercu swem ochrzcił znacznie słodszem imieniem.
Znieważony przez but żołnierski, pośpieszył do buduaru i opowiedział swe strapienie.
— Dobrze wiesz, drogi Harry, — odparła lady Vandeleur, (nazywała go po imieniu, jak dziecko, lub lokaja), — że nigdy nawet przypadkiem nie robisz tego, co ci mówi jenerał. Dotyczy to również i mnie, jak mogłeś zauważyć. Ale to co innego. Jednem zręcznem poddaniem się kobieta może uzyskać przebaczenie za cały rok nieposłuszeństw, a prócz tego, sekretarz osobisty to nie żona. Przykro mi stracić ciebie, ale ponieważ nie możesz pozostać w domu, gdzie cię spotkała zniewaga, życzę ci na pożegnanie wszystkiego dobrego i obiecuję zrewanżować się jenerałowi za ciebie.
Harry’emu zrzedła mina, oczy jego napełniły się łzami i z czułym wyrzutem spoglądał na lady Vandeleur.
„Lady moja, — rzekł, — co to znaczy zniewaga? Źle sądzę o tym, kto nie umie przebaczać. Ale opuszczać przyjaciół... zrywać więzy przywiązania...“
Nie mógł mówić dalej, wzruszenie zdławiło mu gardło, i zaczął płakać.
Lady Vandeleur patrzyła na niego z osobliwym wyrazem na twarzy.
— Ten głuptasek, — myślała, — wyobraża sobie, że nas coś łączy. Dlaczego nie miałby zostać lokajem moim zamiast być sługą jenerała? Jest łagodny, uczynny i zna się na toaletach, a zresztą —