Strona:Robert Louis Stevenson - Djament radży.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bokoła. Śmierć Bernarda Huddlestone’a uczczona dyła piękną iluminacją.

ROZDZIAŁ IX
Jak Northmour wykonał swą groźbę.

Trudno mi opowiedzieć dokładnie, co nastąpiło potem. Wszystko wydaje mi się zmorą nocną, gorączkowem majaczeniem. Klara westchnęła i byłaby upadła na ziemię, gdybyśmy nie podtrzymali jej bezwładnego ciała. Nikt na nas nie napadł, nie widzieliśmy nawet ani jednego napastnika. Zdaje się, że uciekliśmy od Huddlestone’a, nie spojrzawszy nawet na niego. Przypominam sobie tylko, jak we mgle że uciekałem w strachu panicznym, to niosąc Klarę w ramionach, to dzieląc ten ciężar z Northmour’em, to wreszcie walcząc o posiadanie tego drogiego brzemienia. Nie pamiętam, dla czego zdecydowaliśmy się udać do mego obozu w Hemlock i jak tam dotarliśmy. Stoi tylko przedemną wyraźnie chwila, gdy Klara leżała, rzucona obok namiotu, ja zaś i Northmour tarzaliśmy się, walcząc, po ziemi. Northmour bił mnie rączką rewolweru po głowie i zranił mnie już dwukrotnie. Upust krwi przywrócił mi przytomność.
Złapałem go za rękę.
— Northmour, — próbowałem doprowadzić go do opamiętania, — możesz potem mnie zabić. Ratujmy wpierw Klarę.
W tej chwili, Northmour był na wierzchu. Na