Strona:Przygody Tartarina w Alpach (Alfons Daudet) 165.djvu

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Poznaję ją!
— Na tej linie powieszony został człowiek niedaleko Brünigu w kantonie Unterwalden.
Tartarin drżący przysiągł, że on tego nie uczynił.
— Zaraz się przekonamy! — powiedział prefekt — i po chwili wszedł do sali tenor włoski, agent tajnej policji, którego nihiliści powiesili na konarze dębu, ale który został w cudowny sposób ocalony przez drwali.
Szpieg spojrzał na Tartarina i powiedział:
— To nie on!
Potem objął spojrzeniem delegatów:
— To nie oni! Zaszła pomyłka!
Prefekt wpadł w straszny gniew i wrzasnął na Tartarina:
— Cóż pan więc robisz tutaj?
— Kroćset, właśnie sam sobie od wczoraj zadaję to samo pytanie.
To rzekłszy, uśmiechnął się z godnością i poczuciem niewinności.
Po krótkiem wyjaśnieniu zwrócono wolność alpinistom taraskońskim, którzy coprędzej wydalili się z Chillonu, którego ponury i dziwnie romantyczny charakter poznali dokładniej od każdego zwyczajnego turysty. Udali się do hotelu Müllera, by zabrać rzeczy, sztandar i zapłacić za wczorajszy posiłek, którego żaden nie tknął nawet. Potem wsiedli do pociągu i pojechali do Genewy.
Deszcz lał ciągle. Odczytywali nazwy stacyj przez zapłakane szyby: Clarens, Vevey, Lozanna. Mijali czerwone szalety, ogródki, pełne rzadkich roślin, osiedziałych od mgły i chłodnego dżdżu, spoglądając melancholijnie na mokre dzwonnice, dachy i terasy hotelowe.
Wciśnięci w kąt długiego, szwajcarskiego wagonu, mieli miny ponure i niesamowite. Brawida, kwaś-