Strona:Przygody Tartarina w Alpach (Alfons Daudet) 163.djvu

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mknął bramę z trzaskiem, założył żelazne antaby, a wszyscy otwarli z podziwu usta.
Co za skandal! Potniał ze wstydu, słysząc oddalające się coraz to bardziej okrzyki zdziwienia turystów. Na szczęście, tortura ta nie ponowiła się w ciągu dnia. Skutkiem niepogody, nie było zwiedzających. Wył przeraźliwy wichr i jęczał w czarnych dziurach, jakby się skarżyły duchy pomordowanych skazańców, którym odmówiono pogrzebu. Tłukły o ściany wezbrane nurty jeziora, a woda tryskała aż do okien, pozbawionych szyb i spadała kroplami na Tartarina. Od czasu do czasu zaryczał parowiec, zaszumiały po wodzie koła, akompanjując ponurym rozmyślaniom biednego więźnia, który kulił się i drżał coraz to bardziej, w miarę zapadających ciemności, od których ściany więzienia zdawały się rozszerzać.
Jakże wytłumaczyć sobie to uwięzienie? Jak zrozumieć zamknięcie w lochu tak okropnym? Może to akt zemsty Costecalda? Może to jego manewr przedwyborczy? A może policja rosyjska dowiedziała się o jego nierozważnych słowach, jego znajomości z Zonią i zażądała wydania go w ręce rządu rosyjskiego? Ale w takim razie, pocóż aresztowano całą delegację? Cóż można było zarzucić tym nieszczęśnikom? Wprawdzie nie wtrącono ich do podziemnej kazamaty, nie wydano na łup straszliwym szczurom i cichym, przeraźnym pająkom, skradającym się jak mary, ale muszą być i tak przestraszeni bardzo!
Tak rozmyślał biedny Tartarin.
Jakąż jednak jest potęga czystego sumienia? Oto, mimo szczurów, chłodu, mimo przeraźnych mar pajęczych, bohaterski Tartarin, ufny w czystość serca swego, zdołał zasnąć snem sprawiedliwego i spał z otwartą gębą, chrapiąc na potęgę, podob-