Strona:Przygody Tartarina w Alpach (Alfons Daudet) 046.djvu

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


III
Popłoch na Rigi — „Spokojnie, spokojnie, moi państwo!” — Róg alpejski — Co znalazł Tartarin rano na szybie lustra? — Zakłopotanie — Wezwanie przewodnika telefonem.


— Gues aco? A to co? — mruknął do siebie Tartarin, zrywając się z pościeli. Nastawił uszy i rozwarł szeroko oczy, chcąc przebić ciemności, jakie go otaczały.
Cały hotel roztętnił się bieganiną, zatrzaskiwano drzwi, mówiono coś, słyszał zadyszane pytania i odpowiedzi: — Prędzej! Prędzej! Spieszcie się, państwo! W dali brzmiało coś w rodzaju trąby, żałośliwie i przeciągle, a jaskrawe odbłyski światła jarzyły się na szybach i firankach.
— Ogień! — wrzasnął Tartarin, skoczył z łóżka, błyskawicznie obuł się, ubrał i zbiegł z oświeconych jasno schodów, z których staczała się szybko lawina Angielek, naprędce przyczesanych, pootulanych zielonemi szalami, chustami z różowej włóczki, oraz tem i owem, co im wpadło w rękę w chwili zerwania się ze snu.
Celem umocnienia się na siłach i dodania otuchy paniom, Tartarin przeciskał się przez zwarty tłum, rozpychał wszystkich i krzyczał donośnym głosem:
— Spokojnie! Spokojnie, moi państwo!
Głos to był głęboki, grzmiący, przestraszonego,