Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II.djvu/487

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Lecz Pan Bóg takich rzeczy płazem nie przepuszcza,
I patrzcie, jakie zebrał niedowiarstwa plony!
— Tak, tak — rzecze pan Krzysztof, Aulicus rzeczony,
Bo służył w pańskich dworach: — mniejsza z Jezuity;
Ale jeśli plebujesz, sukmaną okryty,
Pocznie pańskim splendorum złorzeczyć niegodnie,
Wojewodów zadraśnie, hetmany ubodnie;
Gdy swawolnemu pióru popuściwszy wolę,
W jasny naród szlachecki satyrą ukole:
To musi z głodu umrzeć za karę bezprawi —
Niech się robak nie dziwi, że go lew zadławi.
Z panami najbezpieczniej, kiedy człek najsłodziej:
Dzisiaj Worek Judaszów bokiem mu wychodzi...
— Albo to, czy przystało mieszczańskiemu bratu —
Zarzucił pan Mikułasz, rajca skabinatu:
Gdy się sędzia żydowski puszy we swej chwale,
Jakby zasiadł w koronnym wielkim trybunale!
Potrzeba być obrotnym, wzbudzać postrach w Żydzie:
Stąd zyski i przezyski, stąd gotówka idzie,
A na szali Temidy ważąc adwersarzy,
Gdzie położą funt pieprzu, niech słuszność przeważy.
A u niego bywało sprawiedliwość kuta,
I dla niewiernych Żydów wertuje statuta.
Cóż za dziw, że zubożał sądowniczą władzą?
I głowę mu przekrzyczą, i grosza nie dadzą!
Tak rozprawiali z sobą sławetni mieszczanie; —
A harfa po raz trzeci zabrzękła na ścianie,
I chory siłę w piersiach odzyskał nieznacznie,
I jakby w takt jej brzęku odzywać się zacznie:

XII.

Obywatele miasta, sąsiedzi i krewni!
Dziękuję wam za pamięć, dziękuję najrzewniej.
Już sądziłem, że umrę (to cios najdotkliwszy),
Was ani pożegnawszy, ani przeprosiwszy...
Zbliżcie się, dajcie ręce... w ostatniej godzinie
Niech przed wami testament śmiertelny uczynię!...