Strona:Poezye Brunona hrabi Kicińskiego tom I.djvu/033

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Szczęśliwyś po raz drugi, z tysiąca szczęśliwy,
Że ten szczęścia i sławy zarodek prawdziwy,
W twem gętkiém do dobrego sercu się zaplenił,
I na podziw owocem pięknym zazielenił;
Twe cnoty niemowlęce z życzliwéj ochoty,
Pierwsz za rękę wywjódł na manowiec cnoty,
A na śliskim porywczéj młodości gościńcu,
Przy zawrotnym i ponęt i pomyłek młyńcu,
Wszystkie wskazał przepaści, wesołą zasłoną,
W ciągające do zbrodni młodzież uwiedzioną;
A tyś kroku nie zrobił, nie tknął żadnéj drogi,
Bez tego przewodnika rady i przestrogi.
Zawsze święty rumieniec niewinność rozniecał,
I nigdy złym postępkom sromem nie przyświecał.
Stąd wszyscy widząc ciebie w drobnym pączku jeszcze,
Dzielili z twą rodziną te nadzieje wieszcze,
Że dla niéj w tym zawiązku piękny wzrastał wieniec,
A przyjemny i Bogu i ludziom młodzieniec.
Stąd urósł w tobie zachęt do ślachetnéj pracy,
W którą starzy wprawiali synów swych Polacy.
Jak bacznego rozumu w dziejach Ojców badać,
Kto chce być ich potomkiem i grunt ich posiadać,
Jako sławę i dobro krajowe miłować,
I matce życiodawczéj życia nie żałować.