Strona:Poezye Alexandra Chodźki.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Na pierś mu wstąpiłem nogą.
Pierś była pusta — ba! więc się skruszy,
Więc jest gdzie ogień namiętny rozniecić!
On mój! — Tchnąłeś nań Szehenszahu,
Stanął — i patrz go jakiém okiem zaczął świécić,
Jaki głos, ile s czoła pychy,
Patrz go! proch lichy.
Nie! ja Adama nie uczczę Allahu!”

Ah! straszny, straszny Pan w gniewie.
Deszczem gwiazd lunął,
Jak kamienie, jak zarzewie[1]

Spadły — Eblis runął.

Ah! w dobroci Ран bez miary,
Ah! bez liczby Jego dary,
Źródło promieni słońca? — ah! to kropla tylko[2]
Z oceanu łask Jego.
Niebo pogodnéj nocy? to jeden wiersz tylko
S księgi o wdziękach Jego.

  1. Jak kamienie, jak zarzewie &c.
    W koranie (Surata XXXVIII. w 75. sqq.) Bóg pyta u Eblisa, czemu wspólnie z innymi Anio­łami niechęiał uczcić Adama. „Bom godniejszy od niego; tyś mię z ognia stworzył, jego z gliny.” — Za tę dimę Bóg zesłał na Eblisa deszcz gwiaździ­sty. Podług mahomedanow, gwiazdy spadające (étoiles volantes) które widzimy w wieczór, są to jeszcze resztki owego deszczu.
  2. Źródło blasków słonecznych? ah! to kro­pla tylko etc.
    Czterowiersz wytłómaczony dosłownie s per­skiego.