Strona:Poezje (Gaszyński).djvu/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

«Dziś lub jutro więzy skruszy — —
«Nie! taki naród nie zginie,
«Gdzie Bóg i drobnej dziecinie
«Tyle hartu wlał do duszy!» —

Paryż, 1845.





SEN WYGNAŃCA.

Żyjem i gdzież jest życie? Czyż to nasze ciało,
Co się tak w proch obróci jak z prochu powstało,
Ma być życiem? — Nie! — Wszystko co w głębi człowieka
Czuje, myśli i stwarza, marzy i docieka,
Nie jest ciałem! — Jest inna, nieśmiertelna siła,
Którą w dłoniach Anioła Bóg dziecięciu zsyła —
Która z niem od kolebki do grobu spojona,
Jak świat wielka, żyć musi śród ciasnego łona —
I gdy słabą budowę znęka życia praca,
Znowu w dłoniach Anioła do Boga powraca!
Tak kiedy, pośród nocy, urnę marmurową
Oświecisz wewnątrz ogniem, urna błyszczy jasno:
Lecz gdy ogień wytleje, gdy płomienie zgasną,
Urna znów się pokryje ciemnością grobową!
Tak, dusza jest tą siłą żyjącą — a ciało
Jest łożem gdzie zdrój płynie — jest tą konchą małą,
Śród której błyszczy perła. — Pracą dnia znużone,
W nocnym śnie szukać musi sił do nowych trudów;
A dusza nie spoczywa — i ciało uśpione
Przenosi silną dłonią do krainy cudów —
I tam przed niem czarowne roztacza obrazy,
Światy bez zdrad i zbrodni i słońca bez skazy —
Albo je też w tęsknione wiedzie okolice,
Między ściany rodzinne i znajome lice,
Lub między zimne groby — i tam mu odsłania
Widok zniszczenia, cierpień, śmierci i konania!