Strona:Poezje (Gaszyński).djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Więc brat się ozwał i tak powiada:
«Patrzaj Hajkono, dziś się zastanów —
«Wielu twej ręki pragnie młodzianów —
«Lecz moje serce dwóch tych przekłada,
«Którzy dziś rano w jednejże chwili
«Ciebie w małżeństwo prosić przybyli! —

«Pierwszy jest Aga, starzec bogaty,
«Jak rządca twierdzy, w całej krainie
«Z potęgi, z bogactw ogromnych słynie.
«On cię odzieje w jedwabne szaty,
«Za srebrnym stołem z tobą zasiędzie,
«Cukrem i miodem napawać będzie.

«Drugim jest młodzian Sonko Dudbini;
«Lecz skarb od ojców mu zostawiony,
«Jest tylko szabla i konik wrony —
«Niech więc twe serce wybór uczyni;
«Powiedz mi siostro, luba Hajkono,
«Powiedz, którego chcesz zostać żoną?»

Na to Hajkona tak się ozwała:
«Tyś jest zupełnie wolnym w wyborze,
«Kogo przeznaczysz przyjmę w pokorze —
«Lecz gdybym sama wybierać miała
«Wolę młodzieńca, chociaż ubogi,
«Niż starca złotem błyczczące progi.

«Bo srebro, złoto, kosztowne szaty,
«Że są bogactwem myśl to jest płocha:
«Kto to posiada, co szczerze kocha,
«Ten jest szczęśliwy, ten jest bogaty!» —
— Lecz brat słów siostry nie miał w uwadze:
Dał ją starcowi Mustafie Adze.

Mimo jej woli dał ją starcowi —
I wraz, wieczorem wychodząc z chaty
Z całych okolic pospraszał swaty,