Strona:Poezje (Gaszyński).djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tu, w tym ogródku — igraszki niewinne
Bawiły dziecię, co miało wstrząść trony —
Tu może nieraz między dzieci inne
Rozdawał cacka — jak później korony!

Wówczas już przyszłą przeglądał potęgą,
Myśl miał na czole, powagę na licu;
Może już marzył Wagram i Marengo,
Może już widział słońce Austerlitzu!

Wiedziony świetną przeznaczenia gwiazdą,
Wcześnie porzucił dom i ziemię własną —
Jak młody orzeł co mierzy swe gniazdo,
A potem skrzydła — w gnieździe mu za ciasno!

I jak ów orzeł co po niebie lata,
Póki grom nieba skrzydeł mu nie spali —
I on żeglował po przestworach świata,
Aż rozbił okręt śród Waterloo fali.

Wodzu! konsulu! cesarzu! tułaczu!
Czemużeś zbroił w władzy twej pioruny
Dłonie niewdzięcznych — którzy ci w haraczu
Zdradę przynieśli z zgonem twej fortuny?

Czoło, żołnierza laurem jaśniejące,
Czemużeś zakrył koroną cesarza?
Wszak takich koron było już tysiące,
A takie laury nie każdy wiek stwarza!

Spłaciłeś błędy wielkością pokuty —
Gdy na wydarty ogień z dłoni Boga,
Nowy Prometej do skały przykuty,
Sześć lat konałeś pod szponami wroga —!

Dziś obcy nawet nad twym grobem płaczą!
Ajaccio, chlub się! zrodziłoś olbrzyma!
Nie prędko wieki taki cud zobaczą:
Karły dziś liczne, olbrzymów już nie ma!
Zicavo w Korsyce, 1833.