Strona:Poezje (Gaszyński).djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Już Opaliński miotał na kosterów lancę,
A Krasicki z przekąsem pisze o hapance!
Przecież gra mniej chłonęła pieniędzy i wczasu,
Była skromną zabawką do zabicia czasu —
Nie słychać, by na kartę stawiał gracz szalony,
Włość po ojcach, chleb dzieci, albo posag żony.
By spłacić dług karciany, przezwan honorowym,
Nie szły do żydów srebra z klejnotem rodowym. —
Złotówką, nie dukatem walczyli szermierze:
Ja sam z księdzem proboszczem grałem o pacierze!
Dawniej, zimową porą, gdy w dom pana Jacka
Pan sąsiad Kalasanty zawitał z nienacka,
Było się na co patrzeć, gdy po pogadance
O siewbie i o młockach, przy węgrzyna szklance,
Co budzi afekt w sercu a troski rozprasza,
Zasiedli staruszkowie do partji marjasza. —
Po półzłotku do stawki — za symplę sześć groszy —
A dwanaście za dublę — lecz ileż roskoszy
Na ich twarzach, a w ustach jaki uśmiech szczery,
Gdy który z nich brał ciągle tuzy i kozery
A nadewszystko, jakaż tryumfalna chwila,
Gdy w przedostatniej karcie wyciągnął pamfila
I zadawszy z czterdziestu musnął wąs sierdzisty,
Dograł — i biorąc pulę krzyknął: perdidisti!
Po dwugodzinnej walce zmiennej alternaty,
Okazało się w końcu dziesięć złotych straty. —
Zwycięzca nie zrujnował sąsiedzkiego mienia,
Zwyciężony spał smaczno, bez zgryzot sumienia:
Nie rwał włosów na głowie w komicznym zapędzie
I nie klął się na Boga, że już grać nie będzie! —
Dziś inne obyczaje — dzisiaj szlachta nasza
Gardzi już skromną stawką starego marjasza —
Drużbart i Kiks, praojców niewinne zabawy,
Zeszły z pańskich stolików na lokajskie ławy.
Już i Wist gra poważna, stała się zbyt nudną,
Bo przy rozsądnym wiście zrujnować się trudno! —
Trzeba gier postępowych na oświaty czasy:
Nastały Preferanse, Sztosy, Gierylasy;