Strona:Poezje (Gaszyński).djvu/091

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kiedy, jęcząc smutną mową,
Jedną dłoń podniosła w górę,
Przesuwając jakby chmurę
Czarny sztandar po nad głową,
W drugiej rószczką powiewała:
Chwała Bogu! chwała! chwała!

(Krzyki radości rozlegają się zewsząd.)
nadchodzący (przedziera się przez tłum i woła).

Tutaj radość i wesele
A w Warszawie bracia giną!
Polskiej krwi strumienie płyną,
A mścicieli już nie wiele —
Bo dywizja z Romaryną
Nie powraca — i zdaleka
Chyba zgonu Polski czeka! —

(Zatrzymuje się.)

Odebrałem wieść w tej chwili
Że od dwóch dni, najezdnicy
Już szturmują do stolicy
I że Wolę już zdobyli —
Gdzie Sowiński, starzec chromy,
Otoczon Moskwą do koła,
Padł — zabity śród kościoła,
Jak męczennik z czasów Romy!
Źle to, źle! — Stracona Wola
Zgon Warszawy przepowiada:
Znów srom na nas i niewola!

tłum.

Biada — biada — biada — biada!

starzec (do ludu).

Posypcie głowy popiołem
I uderzcie w ziemię czołem,
Bo w groźnej Jehowy ręce
Błysnął miecz ku nowej męce!