Strona:Poezje (Gaszyński).djvu/090

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Że to widmo na tej wieży,
To cień Wandy — owej Księżny
Która w ziemi naszej leży,
W której duch był taki mężny,
Iż nie chciała cudzoziemca
I przeniosła śmierć, nad Niemca!

tłum (z przerażeniem).

Nowy cios na Polskę spada:
Biada — biada — biada — biada!

Iszy obywatel.

Straszne rzeczy rozpowiada,
Ale nudny starowina. —

IIgi obywatel.

Silny w gestach i w języku,
Widać bywał na sejmiku!
Ot! znów perorę zaczyna.

starzec (do tłumu).

I słyszałem oprócz tego
Że kiedyś — w czas naznaczony —
Gdy wreszcie Bóg, poruszony
Kornym płaczem ludu swego,
Za grzechy ojców przebaczy
I przyszłość lepszą dać raczy —
To cień Wandy, kiedy przyjdzie
O ostatniej głosić biedzie,
Zwiastować klęskę ostatnią,
Co ma spaść na ziemię bratnią —
By później był wiek szczęśliwy —
Przyniesie rószczkę oliwy
I pokaże w białej dłoni
Aby lud nie wątpił o niej!

młodzieniec (zrywając się).

Pokój ludziom — Bogu chwała!
Rószczkę miru w ręku miała!