Strona:Pod lipą.djvu/025

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bym go do grobu zaniosła sama, by go sołdaci nie deptali nogami, by mu na piersi nie sypali ziemi z przekleństwem wrogów rzucanej... daj mi zimne ciało...
Więc pułkownik woła adyutanta i rzecze:
— Wyprowadzić tę kobietę — dać jej ciało rozstrzelanego dziś powstańca...

— — — — — — — — — — —

Wzięła na ręce i niesie.
Długie jasne włosy chłopczyny rozwiewa wicher styczniowy i raz nakrywa niemi zamknięte oczy pacholęcia, drugi raz je odsłania...
Prawa ręka kurczowo zaciśnięta, spadła na pierś zrozpaczonej matki i uderza w nią, jak w dzwonu brzegi...
A ciało zimne tak cięży, tak gniecie, tak waży, iż sił niema na udźwiganie go — ręce się łamią w bolu kurczowym...
Ujrze]i to mieszkańcy miasteczka Wiwenty, którzy zebrani stali niedaleko miejsca egzekucyi, rozmawiając o niemiłosiernym sądzie nad chłopczyną małym... który z gimnazyum szawelskiego uciekł, do obozu pospieszył, a dziś, jako zbrodniarz rozstrzelany został...
Ujrzeli matkę idącą z ciałem syna, więc zdjęci litością, pospieszyli na pomoc.
— Daj matko!... — mówi jeden — poniosę ci dziecko...
— Oprzej się na mnie — mówi drugi — wleczesz się jak wpół martwa.