Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 78.djvu/270

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sa obliczona na ich niewiadomość? „Pani znaną jest treść obrazu?“ — spytałem pod natchnieniem tej myśli znajomą mi panienkę. — „Grzeszna żydówka, zobaczywszy Chrystusa, nawraca się“ — odpowiedziała mi wykluwająca się dusza. Już chciałem rachubę uznać za trafną, gdy wtem druga moja znajoma, modyfikując i rozwijając odpowiedź siostry, wyliczyła mi szczegółowo najdrażliwsze motywy kompozycyi. Z najwyższem zdumieniem słuchałem, jak z tych dziewiczych ust wybiegały słowa i pojęcia, z których każde winno było wypalać na nich znamię wstydu, a tymczasem żadne nie zostawiło nawet lekkiego śladu zakłopotania się. Osiemnastoletnie dziewczę mówiło o rozpuście tak, jak… skrytogrzesznica. Gdym, ośmielony, a raczej zbałamucony swobodą rozmowy, przeniósł jakąś nieopatrzną wzmianką jej temat na grunt życia, moja interlokutorka oblała się rumieńcem. Wtedy spostrzegłem, że wolno mi było wszystkiego dotykać, ale… w ramach Jawnogrzesznicy… Siemiradzkiego. — „Cobyście panie zrobiły — zapytałem — gdyby nagle ten widok ożył?“ — „Przyjrzałybyśmy mu się jeszcze ciekawiej“ — odpowiedziano z uśmiechem. „Jeszcze ciekawiej?“ — powtórzyłem. — „Naturalnie — odrzekła śmielsza — byłby to żywy obraz“. Odpowiedź ta odkryła mi zagadkę. Teraz przekonałem się, że jedno pojęcie ocaliło przyzwoitość widoku i zatarło dotkliwsze