Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 78.djvu/057

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

są — niedźwiedzie. Pękate i niezgrabne te stworzenia przewracają się z boku na bok, kiwają głowami lub ssą łapy, mrucząc przytem właściwym sobie głosikiem, jak kiedy to na nie gałązka spadnie. Prócz niedźwiedzi są i wilki, chowane przez właściciela zakładu od małego, i stąd tak łaskawe i pieściwe, jak psy domowe. Niektórzy jednak z oglądających nie ufają snać sposobom obłaskawienia, używanym przez właściciela, i chcą odgrywać rolę pogromców na własną rękę. Niedawno jeden z takich domorosłych Moroków „nabył“ ze zwierzyńca wielkiego puhacza wtedy, kiedy pan Bartels był nieobecnym, i obłaskawiać go zapewne będzie aż do chwili, w której policya, uprzedzona przez właściciela, przerwie mu te studya ornitologiczne. Publiczność powinnaby jak najliczniej zwiedzać ten zwierzyniec, a czem kto może, przykładać się do jego zbogacenia.
Jeżeli Wrocław utrzymać może ogród aklimatyzacyjny, mogłaby i Warszawa, byle się nie dała ssać Wrocławowi, jak dotąd — boć on już wyrósł na jej mleku, i zęby ma nielada i nieraz już swoją karmicielkę ukąsił. A ssać ją ciągle myśli, coraz lepiej, stara się gorąco o kolej żelazną do niej jak najkrótszą. Wracając do zwierzyńca p. Bartelsa, powiemy, co już wiadomo, że pożytki mogą być z niego liczne; ekonomiczne, bo właściciel ma zamiar hodować najdoskonalsze gatunki ptactwa i zwie-