Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 60.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

składa. Nie mówią ludzie: taki to on! — lecz: tacy to oni wszyscy! W ten sposób, w wypadku, o którym mowa, łupież grosza cudzego stała się jeszcze obdzieraniem z dobrej sławy współbraci. Cóż im wreszcie zostanie? W poczuciu, iż są głową ogółu, mimo biedy, mimo ciężkich czasów i cięższych jeszcze interesów, nosili dotąd czoła wysoko — czyż ma im je teraz wstyd pochylić?
Nie! Co do nas, dalecy jesteśmy od rzucania kamieniem na wszystkich, ale właśnie dlatego pragnęlibyśmy, aby ci, których ta sprawa najbardziej bezpośrednio dotycze, nie wahali się nazwać jej właściwem imieniem; pragnęlibyśmy, aby opinia wyrobiła się w tym względzie jednozgodna, i aby wypowiadana była zarówno głośno, jak stanowczo.
Oto są nasze życzenia. Co do mnie, z obowiązku muszę mówić częstokroć nagą, choć przykrą prawdę, choć nie dbam o skutki, jakie to za sobą pociąga. Kto nie chce prawdy słuchać, niech sobie uszy zatka, albo niech udaje, że nie rozumie, tak, jak to uczyniła Gazeta Handlowa. Biedny niedomyślny organ! nie zrozumiał o co mi chodziło, gdym opisywał giełdę i giełdowo-handlowy język. A jednak zdawało mi się, żem się wyraził po polsku. Powiedzcież sami, czytelnicy, czy może być coś jaśniejszego? Oto powiedziałem: Panowie giełdowicze mówicie po nie-