Strona:Pietro Aretino - Jak Nanna córeczkę swą Pippę na kurtyzanę kształciła.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

PIPPA: Opowiedzcie mi jeszcze trochę szerzej o tych babakach.
NANNA: A zatem siedzisz sobie przy stole z chutliwymi rypałami, którzy mają dobre chęci, ale marne lędźwie.
Pippo, tam ci są dopiero potrawy i wina, jak się patrzy, a tony górne, jak u Wielkich Panów!!
Doprawdy, słuchając ich przechwałek, miałoby się ochotę powiedzieć: „ci ze srogim pocztem jadą“, a gdyby ich czyny bohaterskie w pierzynie, odpowiadały czynom, dokonanym na małmazji i bażantach, to mogliby się wyrzygać na bohatera Rolanda. Ale te namiętne pyszałki pokładają całą nadzieję w pieprzu, truflach, jarmużu i kordjałach, sprowadzanych z Francji. I takie świństwa łykają masami, nadziewając się niemi, jak chłop winogronem.
O! przy takich ucztach możesz jeść ile ci się podoba!
PIPPA: Dlaczego?
NANNA: Bo im przyjemność sprawia, karmić cię, jak niemowlę! Widząc, że zajadasz z apetytem, cieszą się jak koń, który słyszy gwizdanie pachołka, wiodącego go do wodopoju.
A pozatem nie lubią tego starcy, aby dziewczyna zachowywała się jak oblubienica lub dorynda.
PIPPA: Więc, gdy z nimi ucztuję, to mogę nie wylewać za kołnierz!
NANNA: Na jądra świętych młodzianków!