Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

głem naturalnie! Ale wiem, że taniec trwał przez cały dzień, i gdy myślano, że to już koniec, gdzie tam! skrzypce zaczęły grać na dobre... Najprzód w Woerth, ładnej wiosce, z zabawną dzwonnicą na kościele, podobną do pieca, gdyż z zewnątrz okryto ją kaflami. Nie wiem dlaczego kazano nam ją rano jeszcze opuścić, gdyż potem wszystkie zęby i pazury straciliśmy chcąc ją odzyskać i to napróżno. Ho! ho! moi chłopcy, mordowano się tam zawzięcie, co tam było brzuchów popłatanych i łbów potrzaskanych, no! trudno temu uwierzyć!... Nakoniec, wzięto się za bary około innej wsi, Elsasshausen, nazwisko trudne do wykrztuszenia. Pluła do nas cała kupa armat, ustawionych na wzgórzu, które także opuściliśmy tego rana. I wtedy to zobaczyłem, ja który do was mówię, szarżę kirasyerów. Dali się zabijać, biedni chłopcy! Litość brała rzucać ludzi i konie na takim placu boju, płaszczyzna pochyła pełna krzaków, poprzecinana rowami! Do wszystkich dyabłów to na nic zdać się mogło! Jednakże było to piękne, to rozgrzewa ci serce... Nakoniec, cóż robić! zdawało się, że nic nie pozostaje, jak dać drapaka. Wieś paliła się jak zapałka, badeńczycy, wirtemberczycy, prusacy, cała szajka, przeszło sto dwadzieścia tysięcy tej nierogacizny, jak to później policzono, otoczyło nas dokoła. I znowu rozpoczęła się coraz mocniejsza muzyka około Froeschwiller. Bo trzeba to przyznać, że choć Mac-Mahon jest gawronem, ale jest walecznym.