Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I obznajmiona zapewne przez masztalerzy, którzy od wczoraj zachodzili tu na buteleczkę, poczęła wyliczać: sztab złożony z dwudziestu pięciu oficerów, sześdziesięciu gwardzistów, pluton gidów eskorty służbowej, sześciu żandarmów służbowych prefektury; potem służbę, liczącą siedemdziesiąt trzy osoby, szambelanów, kamerdynerów i lokai, kucharzy i kuchcików; potem cztery konie pod wierzch i dwa pojazdy dla cesarza, dziesięć koni dla koniuszych, osiem dla dojeżdżaczy i gromów, nie rachując czterdziestu siedmiu koni pocztowych, potem omnibus, dwanaście furgonów pod bagaże, z których dwa należące do kuchni wzbudziły powszechne we wsi zdziwienie ilością swych sprzętów, talerzy i butelek, ułożonych w prześlicznym porządku.
— Ho! ho! proszę pana, trudno sobie wyobrazić ile tam było rądli. Błyszczy to jak słońce... a co tam półmisków, waz, maszyn, które nawet nie wiem do czego służyć mogą!... A piwnica, ho! ho! bordeaux, burgund, szampan, byłoby czem wyprawić przepyszne wesele!...
Maurycy ucieszony, że ma przed sobą obrus śnieżnie biały, zachwycony winem, które iskrzyło się w szklance, zjadł dwa jaja na mięko, z łakomstwem, jakiego jeszcze nigdy w sobie nie zauważył. Z lewej strony, gdy głowę odwrócił, widział przed drzwi altany obszerną płaszczyznę, zasianą namiotami, całe miasto rojące się, powstałe na ściernisku, między kanałem i Reims. Za-