Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zaine’a? — nikt nie był pewny. Ale sam brak wiadomości był znaczący, wszyscy oficerowie z jakim takim rozsądkiem oświadczali się za odwrotem do Paryża, który miano bronić. Maurycy przekonany, że odwrót ten nastąpi zaraz jutro, gdyż mówiono, że rozkazy już zostały wydane, szczęśliwy, chciał zadowolnić chęć dziecinną, która go dręczyła, to jest uniknąć żołnierskiego jedzenia, zjeść śniadanie gdziekolwiek na obrusie, z karafką przed sobą, butelką, talerzem, wszystkiem tem, czego od miesiąca był pozbawiony. Miał pieniądze, wymknął się więc z biciem serca, jakby dla dokonania jakiego występku, szukając oberży.
Po drugiej stronie kanału, przy wejściu do wsi Courcelles znalazł takie upragnione śniadanie. Mówiono mu wczoraj, że cesarz stanął w jednym z domków wiejskich tej wsi; poszedł więc tam powłóczyć się przez ciekawość i przypomniał sobie, że widział, na przecięciu dwóch ulic, oberżę z altanką, owiniętą winem pełnem gron złotych i dojrzałych. Pod winem pnącem się, znajdowały się stoły na zielono malowane, a przez drzwi otwarte dawał się dostrzegać w obszernej kuchni zegar brzęczący, obrazki Epinala wiszące śród talerzy fajansowych, olbrzymią oberżystkę popędzającą służbę. Z tyłu była kręgielnia. Była to wesoła, miła, stara restauracyjka francuzka.
Ładna dziewczyna, z wydatnemi piersiami, przyszła doń, ukazując szereg białych zębów.