Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/712

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

terska wielkiego miasta, które poddać się nie chce! Śmiertelność potroiła się, teatry zamieniły się w szpitale. Z zapadającą nocą, dawne dzielnice zbytkowne zalegała ponura cisza, nieprzejrzane ciemności, podobne do przedmieści miast przeklętych, wytępionych przez zarazę. I w tej ciszy, w tych ciemnościach słychać było tylko nieustanny trzask bombardowania, widać było tylko błyski dział, odbijające się na niebie ciemnem.
Nagle dnia 29 stycznia Paryż dowiedział się, że od dwóch dni Juliusz Favre traktuje z Bismarkiem w kwestyi zawieszenia broni; współcześnie dowiedziano się, że chleb starczy zaledwie na dziesięć dni, to jest na czas konieczny dla nowego zaopatrzenia miasta w żywność. Nic nie pozostawało jak kapitulawać. Paryż, oszołomiony istotnym stanem rzeczy, który mu nakoniec przedstawiono, milczał. Tegoż dnia, o północy, zagrzmiał ostatni wystrzał armatni. Potem, dnia 29, gdy niemcy zajęli forty, Maurycy poszedł z pułkiem 115 tym obozować w okolicy Montrouge, wewnątrz fortyfikacyj. Teraz rozpoczęło się dlań życie bezcelowe, próżniacze i gorączkowe. Karność rozluźniła się prawie zupełnie, żołnierze się rozpraszali, oczekiwali, włócząc się, by ich odesłano do domu. Ale on wpadł w stan dziwnej newrozy, niepokoju dręczącego go przy najmniejszej sprawie. Czytał chciwie dzienniki rewolucyjne i to zawieszenie broni trzytygodniowe, jedynie dla tego zawarte, by Francya mogła zwołać Zgromadzenie mające