Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/688

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pan Gartlauben potrząsnął głową i odrzekł:
— Cóż pan chcesz? to wojna, wojna!
Milczenie zapanowało; Henryeta czuła szum w uszach od niejasnych i smutnych myśli, które nią owładnęły przy oknie, a Delaherche dawał słowo honoru, że nigdy Sedan nie będzie w stanie stawić czoła kryzysowi, wobec zupełnego braku gotówki, jeżeli nie zostanie wypuszczona moneta na okaziciela miejscowa, banknoty kasy kredytowej przemysłowców, która jedna może wybawić miasto z ruiny finansowej.
— Kapitanie, może jeszcze kieliszek koniaku?
Zaraz też począł o czem innem mówić.
— To nie Francya wypowiedziała wojnę, ale Cesarstwo... O! cesarz mię oszukał. Wszystko się z nim skończyło, raczej przepadniemy, niż żeby on miał wrócić... Jeden tylko człowiek widział rzeczy jasno w lipcu, tak! pan Thiers, którego obecna podróż po stolicach Europy, jest wielkim aktem mądrości i patryotyzmu. Towarzyszą mu życzenia wszystkich ludzi rozumnych, oby mu się udało!
Szybkim ruchem zakończył swą myśl, gdyż nie wydawało mu się właściwem, ażeby przed prusakiem, nawet sympatycznym, wypowiadał swe pragnienie pokoju. Ale to pragnienie było w nim gorące, jak w całej burżuazyi starej, ludowej i konserwatywnej. Nie było już krwi i pieniędzy, trzeba się poddać, i głucha uraza przeciw