Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/611

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stawione bez wiadomości, raz pełne ufności, to znów wpadające w zwątpienie pod tym ciosem przeznaczenia, o krzykach „detronizacya! detronizacya!“ rozlegających się wieczorami na bulwarach, krótkie i ponure posiedzenie nocne, na którem Juliusz Favre przeczytał projekt tej detronizacyi, której lud się domagał. Potem, nazajutrz, d. 4 sierpnia, zapadnięcie się jednego świata, drugie cesarstwo ginące w rezultatach swych występków i błędów, cały lud na ulicach, potok oblany jasnem słońcem pięknej niedzieli, toczący się aż do krat Ciała prawodawczego — których strzegła zaledwie garść żołnierzy — z pałkami w rękach, łamiący drzwi, wtłaczający się do sali posiedzeń, zkąd Juliusz Favre, Gambetta i inni deputowani lewicy wyszli, by ogłosić Rzeczpospolitą w ratuszu. W tymże czasie na placu Saint-Germain l’Auxerrois, otworzyły się małe drzwiczki w Luwrze, wypuszczając cesarzową regentkę, ubraną czarno, w towarzystwie jednej przyjaciołki, obie drżące, oczekujące, ukryte w doróżce, którą napotkały, a która je zawiozła zdala od Tuilleryów, gdzie teraz szalał motłoch. Tegoż samego dnia Napoleon III opuścił oberżę w Bouillon, gdzie przepędził pierwszą noc wygnania, w drodze do Wilhelmshoe.
Jan z miną poważną, przerwał Henryecie:
— A więc w tej chwili jest Rzeczpospolita?... Ha, dobrze, byle nam to pomogło do pobicia prusaków.