Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/610

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

który wysłał z Paryża do doktora Dalichamp, d. 18, tego samego, w którym wyjechał ostatni pociąg do Hawru, nadłożył ogromnie drogi i przybył prawie cudem, zabłądziwszy dwadzieścia razy w drodze.
— Ach, dzielny chłopiec! — zawołał Jan uszczęśliwiony. — Czytajże mi pani prędko.
Wiatr wył coraz silniej, okna trzeszczały jak pod uderzeniem taranu. Henryeta, przyniósłszy lampę na stół przy łóżku, zaczęła czytać tak nachylona nad Janem, że ich włosy się stykały. Tworzyli grupę bardzo miłą, w tym pokoju tak cichym — wśród burzy na dworze.
Był to długi list, z ośmiu kart złożony, w którym Maurycy najprzód wyjaśniał, w jaki sposób zaraz po swem przybyciu d. 16 udało mu się zaciągnąć do jednego z pułków piechoty, którego szeregi kompletowano. Potem opowiadał swe przygody, pisał z nadzwyczajnem rozgorączkowaniem o tem, co się dowiedział, o wypadkach tego strasznego miesiąca, o Paryżu uspokojonym po bolesnem zdziwieniu Wissemburga i Froeschwilleru, łudzącym się nadzieją odwetu, wpadającym w nowe złudzenia, o legendzie zwycięzkiej armii, o dowództwie Bazaine’a, o pospolitem ruszeniu, o zwycięztwach wymyślonych, o hekatombach pruskich, o których sami nawet ministrowie opowiadali z trybuny. I nagle mówił, jakim sposobem piorun po raz drugi zagrzmiał nad Paryżem d. 3 września; nadzieje złamane, miasto pozo-