Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/428

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Krwi bardzo niewiele upłynęło, dzięki naciskowi, jaki pomocnik wywierał wyżej, przy udzie. Związanie trzech arteryj, dokonane zostało szybko. Ale major potrząsał głową, i gdy pomocnik odjął palce, zbadał ranę mrucząc, pewny, że chory nie może go jeszcze usłyszeć:
— Do licha, żyły wcale nie krwawią.
Potem jednym ruchem skończył swą dyagnozę; jeszcze jeden stracony! I na jego twarzy spoconej, ukazało się znów zmęczenie i smutek niezmierzony, to rozpaczliwe „i na co się to przyda?“ Wszak na dziesięciu, ledwie czterech ocalono. Obtarł czoło, począł przykładać skórę i zeszył ją trzykrotnie.
Gilberta odwróciła głowę. Delaherche powiedział jej, że wszystko skończone, że może patrzeć. Dostrzegła jednak nogę kapitana, którą infirmer niósł po za krzaki. Kostnica zwiększała się ciągle, dwóch nowych trupów tam leżało, jeden z ustami nadzwyczajnie rozszerzonemi i czarnemi, jak gdyby krzyczeć chciał, drugi skręcony przez straszny zgon, podobny do dziecka chudego i połamanego. Gromady szczątków ludzkich poczęły już sięgać do alei sąsiedniej. Nie wiedząc gdzie położyć nogę kapitana, infirmer zawahał się i w końcu rzucił ją na kupę.
— No, skończyłem — rzekł major do Beaudoina, którego obudzono. Jesteś pan swobodny.
Ale kapitan nie czuł radości obudzenia, jakie następuje po operacyach szczęśliwych. Podniósł się nieco, upadł, szepcząc głosem miękim.