Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gi będą mieli skurczone. Loubet rozweselił wszystkich i kazał im zapomnieć o głodzie, zapewniając Lapoulle’a, że jutro rano każdy z nich dostanie po jednej kurze; ale byli znużeni, więc pospali się odrazu, nim prusacy nadejdą. Przez chwilę Jan nie ruszał się, przyciśnięty do Maurycego; pomimo znużenia nie mógł zasnąć. Wszystko to co mówił Weiss przychodziło mu do głowy. Widział Niemcy pod bronią, szeregi niezliczone, olbrzymie i czuł, że jego towarzysz także nie spał i myślał o tem samem. Naraz ten poruszył się niespokojnie, odsunął, tak że Jan domyślał się, że mu przeszkadza. Między chłopem i wykształconym mieszczuchem, nieprzyjaźń instynktowna, wstręt sfery i wykształcenia, wytwarzały jakieś chorobliwe uczucie fizyczne. Pierwszy jednak doświadczał z tego powodu pewnego żalu, starał się jak najmniej zająć miejsca, by uniknąć nieprzyjaznej pogardy, którą odgadywał. Jakkolwiek noc była chłodna, pod namiotem było tak duszno, pośród ciał nagromadzonych, że Maurycy, rozgorączkowany, wyskoczył i rozciągnął się o kilka kroków w oddali. Jan przerzucał się z boku na bok, zanurzony w półśnie ciężkim i dręczyły go mary przykre, w których plątał się żal, że był nielubiany, z przeczuciem strasznego nieszczęścia, które zdawało się biedz ku niemu z głębi nieznanej przyszłości.
Upłynęło zapewne parę godzin; cały obóz czarny, nieruchomy, zdawał się niknąć w łonie