Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/293

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mieli pobić prusaków? Czyż w bitwach nie zdarzały się nadzwyczajne wypadki, niespodziewane zwroty, o których historya mówi z podziwieniem? Wszak porucznik powiedział, że Bazaine maszerował, że oczekiwano go wieczorem. Ma to być pewna wiadomość, którą słyszał od adjutanta jednego z generałów i wskazywał ku Belgii, jako drogę, którą przyjdzie Bazaine. Maurycy wpadł znów w ten zapał nadziei, bez której żyć nie mógł. A może też nadszedł nakoniec czas odwetu.
— I na co czekamy, panie poruczniku — ośmielił się zapytać — Dla czego nie ruszamy?
Rochas zrobił giest, jak gdyby mówił, iż nie ma rozkazów, poczem zapytał:
— Czy nie widział kto kapitana?
Nikt nie odpowiedział. Jan przypomniał sobie, że go widział w nocy przemykającego się w kierunku Sedanu, ale żołnierz rozsądny, po za służbą nie powinien poznawać swych zwierzchników. Zamilkł więc, gdy odwróciwszy się spostrzegł cień posuwający się wzdłuż krzaków.
— A, oto kapitan! — zawołał.
Był to w rzeczy samej kapitan Beaudoin. Zdziwił wszystkich elegancyą swego ubrania, czystym mundurem, butami błyszczącemi, co tworzyło silny kontrast z opłakanym stanem porucznika. A prócz tego była w kapitanie jakaś zalotność, ręce białe, wąsy zakręcone, rozchodził się od niego nieokreślony zapach bzu perskiego, przypominający alkowę pięknej kobiety.