Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mi wypełnić przepaści żądz młodego człowieka. Wtedy to zjawił się poczciwy Weiss, ofiarując wszystko co miał, wraz ze swem tęgiem ramieniem i sercem; zgodziła się zostać jego żoną, wzruszona do łez jego przywiązaniem, bardzo rozsądna i zastanawiająca się, pełna szacunku czułego, jeżeli nie namiętności miłosnej. Teraz los im się uśmiechnął, Delaherche mówił, że przyjmie Weissa, jako stowarzyszonego do fabryki, byłoby to szczęście dla dzieci, jakie w przyszłości mieć będą.
— Uważaj pan! — rzekła służąca do Jana — schody są spadziste.
Jakoż stąpał on wśród głębokich ciemności, gdy nagle drzwi żywo roztworzone, oświeciły schody zupełnie. I usłyszał głos słodki, mówiący:
— To on.
— Pani Weiss — wołała służąca — ten żołnierz pyta się o panią.
Rozległ się śmiech zadowolenia i słodki głos odrzekł:
— Dobrze! dobrze! wiem o co idzie.
Potem, gdy kapral zmieszany, zdyszany, zatrzymał się na progu, dodała:
— Chodź pan, panie Janie... Maurycy od dwóch godzin tu jest i czekamy na pana z wielką niecierpliwością!
I wtedy dopiero w pokoju bladem światłem oblanym, ujrzał ją, i uderzony został jej podobieństwem do Maurycego, tem nadzwyczajnem