Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gdzie, zapewne w głębi lasu, lub w jakim szybie opuszczonym. Całe godziny spędzał na zakopywaniu w domu wina, chleba, najdrobniejszej nawet żywności, mąki i soli, tak że ktoś obcy na próżnoby przeglądał szuflady i półki. Pierwszym żołnierzom, którzy się dziś zgłosili odmówił nawet sprzedaży. Kto to wie, może się przytrafi lepsza sposobność sprzedaży? I w jego umyśle skąpca cierpliwego i przebiegłego, budziła się niejasna myśl handlu.
Maurycy, usiadłszy, przemówił pierwszy:
— Czy dawno widzieliście moją siostrę Henryetę?
Starzec począł chodzić, rzucając z ukosa wzrokiem na Jana, który właśnie zabierał się do połknięcia ogromnego kęsa chleba, i odrzekł, nie śpiesząc się wcale, jak gdyby po długim namyśle:
— Henryeta, tak, widziałem ją przeszłego miesiąca, w Sedanie... Ale dziś rano widziałem Weissa, jej męża... Jechał razem ze swym pryncypałem, panem Delaherche, który go wziął do swego powozu dla przypatrzenia się wojsku w Mouzon, ot, tak sobie dla przepędzenia czasu...
Głębokie szyderstwo przemknęło się po twarzy chłopa, który ciągnął dalej:
— Może za dużo widzieli w tem wojsku, i zapewne nie ubawili się wcale; od trzeciej godziny bowiem nie można było ruszyć się na drodze, tak była zapchana uciekającymi żołnierzami.