Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gradzająca drogę, jak gdyby nagle wznoszący się mur. A pułkownik, wyprostowany w strzemionach, patrzył drżąc, czując za sobą wzrastający popłoch między żołnierzami.
— Wiadomo wszystkim, że jesteśmy sprzedani! — zawołał tonem gwałtownym Chouteau.
Wtedy wybuchło szemranie, krzyk rozpaczy pod biczem trwogi. Tak! tak! przyprowadzono ich tutaj, by ich sprzedać, by wydać ich prusakom. Wśród niepowodzeń ciągłych, wśród pełni błędów poczynionych, w głębi tych umysłów ograniczonych budziła się myśl zdrady, która jedna tylko mogła objaśnić te ciągłe klęski.
— Jesteśmy zdradzeni! jesteśmy zdradzeni! — odzywały się głosy przerażone.
Nagle Loubetowi przyszła myśl.
— Z pewnością to cesarz zagrodził nam drogę swemi bagażami!...
Myśl ta została przyjętą i poczęła obiegać po szeregach. Zapewniano, że orszak cesarski zagrodził drogę i przeciął kolumnę. To doprowadziło wszystkich do wściekłości, dały się słyszeć ohydne słowa, wybuchła cała nienawiść do tych ludzi cesarskich, który zajmowali miasta, objadali je, wypijali w nich wszystko, nie troszcząc się o żołnierzy, pozbawionych wszystkiego, głodnych i znużonych. Ach ten biedny cesarz, w tej chwili bez tronu i bez władzy, podobny do straceńca w swem państwie, niesiony jak paczka wśród bagaży wojska, skazany na wleczenie za sobą szy-