Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

oczekując na rozkaz wymarszu, który mógł każdej chwili nastąpić. Koło godziny drugiej, wśród głębokiej ciemności, którą ogniska zabarwiały na czerwono, rozległ się w obozie gwałtowny tentent koni; była to kawalerya idąca w przedniej straży ku Ballay i Quatre Champs, ażeby mieć na oku drogi z Boult-aux-Bois i Croix-aux-Bois. W godzinę później piechota i artylerya wyruszyła także, porzucając pozycję pod Falaise i Chestres, jaką od dwóch dni upierała się bronić przeciw nieprzyjacielowi, który się wcale nie zjawiał. Niebo się zachmurzyło, noc była ciemna i każdy pułk wyruszał w najgłębszem milczeniu, długi łańcuch cieni ruszających się wśród ciemności. Ale wszystkie serca biły wesoło, jak gdyby uniknięto zasadzki. Widziano się już pod murami Paryża, przeczuwano dni odwetu.
Jan usiłował przebić wzrokiem gęste ciemności. Droga wysadzona była drzewami i zdawało mu się, że wije się śród łąk obszernych. Potem szarzały wzgórza i pochyłości. Zbliżono się do wsi, jak się zdaje Balay, gdy nagle z ciężkich chmur, zaciemniających horyzont, lunął deszcz rzęsisty. Ale żołnierze już do tego przywykli i nie gniewali się wcale. Przeszli przez Balay i w miarę jak się zbliżano do Quatre-Champs, gdy wstąpiono na obszerne płaskowzgórze, którego nagie przestrzenie ciągnęły się aż do Noirval, wicher się wzmógł i prawdziwy potop nastąpił. Tutaj to nadszedł rozkaz, by zatrzyma-