Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dynki wielkiego młyna, białe od mąki wśród zieloności nadbrzeżnej. I ten widnokrąg miasteczka ginący wśród wysokich roślin, wydawał mu się pełnym wdzięku słodkiego, który go rozmarzał. Przypominał sobie swą młodość, podróże, jakie kiedyś odbywał do Vouziers, gdy mieszkał w Chêne, swem miejscu rodzinnem. W godzinę potem, zapomniał o wszystkiem.
Zupa już oddawna była zjedzona, oczekiwanie się znów rozpoczynało, gdy koło wpół do trzeciej, żywy ruch, wzmagający się co chwila zapanował w obozie. Roznoszono rozkazy, kazano cofnąć się z łąki, wszystko wojsko uszykowało się na wzgórzu, między dwoma wioskami, Chestres i Falaise, odległych jedna od drugiej na cztery do pięciu kilometrów. Saperzy zaczęli nawet kopać rowy i sypać wały; a na lewo artylerya rezerwy zajęła pagórek. Rozbiegła się pogłoska, że generał Bordas przysłał sztafetę donoszącą, że napotkawszy w Grand-Pré siły przemagające, zmuszony był cofnąć się na Buzancy, co budziło obawę, by nie został od Vouziers odcięty. To też dowódca 7 korpusu, przekonany że atak nastąpi wkrótce, kazał swemu wojsku stanąć na pozycyi bojowej dla stawienia czoła pierwszemu natarciu, nim reszta armii nadejdzie; jeden z jego adjutantów pojechał z listem do marszałka, uwiadamiającym go o położeniu i domagającem się posiłków. Wreszcie lękając się, by mu olbrzymi konwoj z żywnością nie narobił kłopotu, kazał