Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wane jej jałmużny, o szlachcie tutejszej już pan wie co sądzić należy, pozostaje więc tylko kategorya dorobkowiczów, to jest ludzi bogatych, pragnących stosunków ze światem oficyalnym. Pomiędzy nimi się obracam i wcale mi z tem niezłe. Każdy z nas, wyższych urzędników, jest otoczony szacunkiem, wszyscy ci świeżo wzbogaceni pragną się nam przypodobać, naśladują nas jako przybywających wprost z Tuileries, słowem rządzimy Plassans dowolnie, zachowując się przytem jak w podbitym kraju...
Mówiąc to pan de Condamin zaśmiał się głośno i wesoło, rozparł się wygodniej w krześle i prawie na niem leżąc, ogrzewał sobie nogi, przysunąwszy je do kominka. Służący obnosił tacę z ponczem. Pan de Condamin postawił koło siebie szklankę i, zwolna popijając, spoglądał z boku na księdza, oczekując by ten się odezwał. Ksiądz, poczuwszy wreszcie konieczność powiedzenia jakiegoś zdania, rzekł:
— Jestem tutaj poraz pierwszy, lecz dom państwa Rougon wydaje mi się bardzo miłym punktem zebrań towarzyskich.
— Tak, tak, odpowiedział pan de Condamin popiwszy ponczu, w salonie państwa Rougon zapomina się, że Paryż jest tak odległy... umieją przyjmować... możnaby myśleć, że się nie jest na prowincyi... Jedyny też to salon w Plassans, w którym można się rozerwać... a przypisać to należy temu, iż zgromadzają się tu wszyscy, bez różnicy przekonań politycznych lub religijnych, jedynie w chęci za-