Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/665

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

doń podobną historyę: niegdyś Saccard zgwałcił na schodach biedną Rozalię, złamał jej rękę w chwili poczęcia tego dziecka, któremu jako ślad tej chwili pozostał na pół zgnieciony policzek; teraz znów Wiktor zgwałcił pierwszą kobietę, jaką na swej drodze napotkał. Z jakiemże bezprzykładnem okrucieństwem los ścigał słodką i cichą Alicyę, ostatnią latorośl zubożałego rodu, istotę, która pragnęła poświęcić się Bogu, skoro zostać nie mogła żoną i matką, jak inne jej rówieśnice!... Jakie pobudki spowodować mogły ohydne to i wstrętne spotkanie?...
— Nie czynię pani żadnych wyrzutów — mówiła dalej księżna — gdyż okazałabym się niesprawiedliwą, składając na panią jakąkolwiek odpowiedzialność za to, co się stało. Ale... doprawdy, potworem tylko nazwać można tego chłopca, nad którym pani rozciągnęłaś opiekę.
I jakby kończąc głośno myśl niedopowiedzianą, dodała jeszcze:
— W pewnych warunkach bezkarnie żyć nie można... Ja sama doznawałam ciężkich wyrzutów sumienia, czułam się jakby współwinowajczynią, gdy bank ten upadł, doprowadzając do tylu nieszczęść i bezeceństw. Taki nie powinnam była dopuścić do tego, aby w domu moim zrodziły się czyny tak ohydne! Ale! zło się stało!... dom mój zostanie oczyszczony, ja zaś przestaję istnieć dla świata i ufam niezłomnie, że Bóg mi przebaczy!