Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Owdowiawszy powtórnie, niczem nie był skrępowany, nie miał obowiązku zdawania komukolwiek sprawy ze swej przeszłości, więc gdyby nawet przyznał chłopca, nioby z nim wskórać nie można ani groźbą ani postrachem... Nie wydostać za odkrycie tajemnicy ojcowstwa nic więcej, prócz tych marnych sześciuset franków, które stoją na rewersach — byłoby zmarnowaniem tak szczęśliwego zbiegu okoliczności. Czyż po to los sprzyjał im tak cudownie?.. Nie! Nie!.. trzeba się zastanowić, dobrze to rozważyć, doczekać chwili, w której bogaty plon dojrzeje!
— Nie mamy czego się spieszyć — wywnioskował Busch ostatecznie. — Zresztą, Saccard goły jest teraz, poczekajmy a znowu porośnie w pierze.
Przed odejściem Méchainowej raz jeszcze rozpytał ją szczegółowo o wszystkie interesy, które a jego polecenia załatwić miała. Chodziło tu o jakąś panią, która zastawiła kosztowności swoje dla kochanka, o jakiegoś zięcia, którego dług zapłaciłaby rozkochana w nim teściowa, gdyby umiano wziąć się zręcznie do tego — słowem o tysiące ciemnych i nader zawikłanych spraw, mających zawsze na celu wyłudzenie pieniędzy.
Wszedłszy do sąsiedniego pokoju, Saccard stał przez chwilę olśniony blaskiem promieni słonecznych bijących z okna nieprzysłoniętego firankami. Pokój ten, obity wyblakłym papierem w niebieskie kwiateczki, był prawie pusty: całe jego umeblowanie stanowiło wąskie żelazne łóżko