Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/303

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Cios był zadany prosto.
Lantier pomyślał, że trzeba nadrabiać śmiałością.
— W istocie, zbyt wczesne mrozy robią mi znaczną różnicę, — odparł. — Tam gdziem miał, osiągnąć znaczne zyski, trafiając mi się straty, to jest rzecz pewna, ale te straty nie przypierają mnie do kąta i wcale nie narażają mego położenia, które jest wsparte na dobrych podstawach, aby mogło być narażone na zachwianie się pod piérwszym ciosem... — Ufam silnie, że w obec okoliczności niezależnych od mojéj woli, których i nie mogłem przewidziéć, a które mogę zwalczyć, ci co mi powierzyli fundusze, jeżelibym się do nich udał, — (a mam nadzieję, że tego nie będzie potrzeba), — przyjdą mi uczciwie i szlachetnie z pomocą...
— O tém nie wątp! — odparł, hrabia. Ja piérwszy byłbym gotów wyciągnąć rękę nie dla tego, aby cię popchnąć do upadku, lecz aby cię podtrzymać... Zatém odemnie nie obawiaj się niczego, wiedz tylko, że gdybym umarł przed trzydziestym piérwszym grudnia, znalazłbyś się wobec dłużnika daleko surowszego niż ja...
— Mówisz pan o pannie Honorynie? — zawołał Paskal — udając zdziwienie.
— Tak, o Honorynie mojéj córce... Ona z pewnością mnie zgani, dowiedziawszy się, żem w twoim ręku umieścił większą część mego majątku...
— Czyż ona we mnie nie ma zaufania?
— Ma w tobie zaufanie, szanuje cię, uwielbia